wtorek, 1 kwietnia 2014

Czy uczymy się na błędach?

Wracam po długiej przerwie z misją wskrzeszenia bloga. Europejskie puchary w pełni (naturalnie bez naszych drużyn), przygotowania do mundialu idą pełną parą (naturalnie bez naszej reprezentacji), a tymczasem ja postanowiłem spojrzeć nieco w przyszłość i zacząłem już rozmyślać nad zbliżającym się latem które poza piękną pogodą i pełnią grillowego sezonu kojarzy mi się oczywiście z bojami polskich klubów w europejskich pucharach. Jakie są perspektywy naszych kopaczy na europejskie puchary 2014/15?

Ekstraklasa wchodzi w decydującą fazę - jeszcze dwie kolejki i zostaje siedem meczów w fazie play-off. Wiadomo, że część zasadniczą wygra Legia, natomiast po podzieleniu punktów na pół sytuacja już nie jest taka oczywista. Fakt, że przy pięciopunktowej przewadze na 7 kolejek przed końcem lidera Primiera Division już okrzyknięto by nuevo campeón* ma się nijak do polskiej ligi, szczególnie przy tym że nie ma u nas hegemona rozgrywek. Tu warto przyjrzeć się paru statystykom.


Pominę tutaj dominację Bayernu w Bundeslidze czy arcyciekawą rywalizację w La Liga, gdzie Atletico odważnie próbuje zburzyć porządek ustanowiony przez Real i Barcę:


- Steaua Bukareszt (Rumunia): na 7 kolejek przed końcem wciąż niepokonana w lidze, siedem punktów przewagi nad wiceliderem;

- Red Bull Salzburg (Austria): 6 kolejek do końca i gigantyczna 23-punktowa przewaga nad drugim zespołem, tytuł mistrzowski zapewniony na długo przed finiszem rozgrywek;

- AEL Limassol (Cypr): trwa faza play-off, wprawdzie przegrali tylko dwa mecze w sezonie, ale wciąż za plecami dotrzymuje im tempa APOEL Nikozja;

- Sparta Praga (Czechy): imponujący bilans - 18 zwycięstw, 4 remisy, 0 porażek, do końca 8 kolejek, natomiast ze świętowaniem muszą się jeszcze wstrzymać, gdyż Victoria Pilzno traci do prażan 8 punktów i wciąż ma przynajmniej teoretyczne szanse na dogonienie rywali;

- Celtic Glasgow (Szkocja): The Bhoys kompletnie zdystansowali stawkę i zdobyli tytuł na długo przed końcem ligi. W ich przypadku akurat to żadna niespodzianka;

- Slovan Bratysława (Słowacja): 9 meczów do końca, duża, 11-punktowa przewaga nad wiceliderem, bilans 18-3-3 również wskazuje na siłę Slovanu w lidze;


no i w końcu:


- Legia Warszawa (Polska): pomimo aż 7 porażek w lidze pod koniec fazy zasadniczej ma 10 punktów przewagi nad drugim Lechem Poznań. W fazie play-off przewaga stopnieje o połowę, zatem wciąż nie można wskazać bez zawahania przyszłego mistrza Polski.



Widzicie różnicę? Kluby z krajów, które będą dla Polski konkurencją w decydującej fazie walki o Ligę Mistrzów, łoją lokalnych rywali jak chcą i jak widać, w większości przypadków "zjadają" słabe ligi w których występują bez wielkiego trudu. Legia jak widać co i raz potyka się w wyścigu po mistrzowski tron, a mimo to rywale starają się nie przeszkadzać i wyniki dobierają losowo - na przykład przegrywając u siebie z Podbeskidziem (Ruch, który w niektórych mediach zaczął już być przedstawiany jako czarny koń rozgrywek...) albo zbierając cięgi od Pogoni, zespołu bardzo przeciętnego, a mimo to zajmującego wysokie piąte miejsce i tracącej do wicelidera tylko 4 punkty! (tu mowa oczywiście o wczorajszym meczu Wisły). Na ciekawość T-Mobile Ekstraklasy nie mamy prawa narzekać, gdyż gdyby hipotetycznie jakiś klub zaczął wygrywać mecz za meczem i osiągnął na ostatniej prostej kapitalną formę (a przecież to się zdarza, i to nie tak rzadko), to nawet dwunasty obecnie Piast Gliwice ma wciąż szansę na eliminacje do Ligi Europejskiej! Dodajmy do tego jeszcze niesamowity ścisk za plecami Legii - między drugim Lechem a siódmym Górnikiem jest zaledwie 5 punktów różnicy. Może cieszyć, że nasza liga jest wyrównana, natomiast każdy kto ogląda rozgrywki polskiej piłki, wie, że jest to równanie w dół...

Polska liga jest słaba, nie sposób temu zaprzeczyć. Ale ligi cypryjska, rumuńska, i austriacka również nie są potęgami, a mimo to mają tam kluby, które wybijają się ponad resztę i potrafią sforsować bramę do europejskiej elity. Legia ma nad resztą stawki przewagę finansową, kadrową (czego by się nie mówiło) i potencjał, którego nie wykorzystuje. Owszem, trzeba przyznać że po zmianie trenera Legia Berga nie przegrała żadnego meczu (oprócz walkowera z Jagiellonią, ale to już względy pozaboiskowe), natomiast każdy widział, że "Wojskowi" dominatorami, delikatnie mówiąc, nie są: wymęczone zwycięstwa z Koroną i Piastem, przeciętny mecz z Lechem, czy frajerskie remisy ze Śląskiem i Wisłą wytrącają argumenty nawet hurraoptymistom. Nasza liga znowu staje się wyścigiem ślimaków, który wygra najlepszy z najgorszych. Jak pokazuje najnowsza historia, można się słusznie obawiać, że na międzynarodowej arenie nasz król znów zostanie obnażony.


Ps. Fola Esch w Luksemburgu przegrała tylko 1 z 18 meczów, w lidze gibraltarskiej niepokonany pozostaje zespół Lincoln, a prowadząca w drugiej grupie Campionato Sammarinese La Fiorita również może pochwalić się świetnym bilansem: 12-4-2. Europa nam ucieka ;)







* nie jestem poliglotą i przyznam że tą frazę bezczelnie wyciągnąłem z translatora, zatem bardzo prawdopodobne, że wcale tak się nie mówi...

czwartek, 12 września 2013

Reprezentacja? Aeaeeeee???

Cóż, częściowo celowo kompletnie nic o kadrze i jej bekowych wyczynach. Jedyne niezapomniane chwile z meczy to radość sanmaryńczyków po strzeleniu bramki Polakom. Radość w Luksemburgu po niecodziennym zwycięstwie nad... nieważne kim, jakiekolwiek zwycięstwo w sympatycznym państewku z Beneluksu jest zjawiskiem niecodziennym. W innym, równie przemiłym państew... państwie znad Wisły nastroje reprezentacyjne minorowe. Pomimo iż już od ok. 4-5 meczy eliminacyjnych każdy jest świadomy że jedynym Polakiem na mundialu w Brazylii będzie Lukas Podolski (a nuż i Klose jeszcze się załapie), nadal nie łapiemy dystansu do objazdowej trupy Fornalika i smucimy się ich kolejnymi wywrotkami. Remis z reprezentacją kilku niezłych grajków, w której owi nieźli tego dnia nie zagrali, na deser wpuszczenie bramki z reprezentacją bankierów, piekarzy i wuefistów (i święto narodowe z okazji strzelonego gola, ostatnie były pięć lat temu z Maltą! Nie żeby to była jakaś sugestia na temat poziomu naszej drużyny...). Wcześniej wtopa tu, wtopa tam. Czym się przejmować, 70-tą którąś pozycją w rankingu FIFA? Najgorszą formą reprezentacji od lat... a może w ogóle w jej historii? A czy Boniek i odświeżenie PZPN nie miało być zbawieniem kadry? Miało być tak pięknie, EURO, stadiony, Robert Lewandowski prowadzący naszą husarię po kolejne trofea...


Tymczasem zamiast elitarnej dywizji jest wesoła trupa. Zwrotny niczym Ursus '72 Boenisch (czy wystawianie go w składzie to kolejny bukmacherski spisek?), ów Lewandowski mający 1 okazję na 2 mecze, wykorzystujący 1 z tych 5 okazji, wesoło harcująca bez ładu obrona, jakaś tam pomoc (nikt się nimi nie przejmuje, bo trend wykorzystywania pomocników jeszcze nie dotarł w realia PZPN), i selekcjoner kasujący niemałą pensję nie wyrażający większej atencji i pasji swojemu zawodowi. Po prostu jest, ktoś tam go wstawił, niech będzie, posiedzę. Gdzie nasze Orły, z których byliśmy dumni?


Orły Białe z domieszką czarnego niemieckiego, i trochę galijskiego koguta, już dawno obniżyły loty. Lecimy w dół nie od czasów Fornalika, nie od czasów smudy, ale od czasów Leo Beenhakera (nomen omen najlepszego z ostatnich selekcjonerów) i przegranego EURO 2008. Progresu brak, Zahorski z Matusiakiem tracą swój czar. Odtąd jedynie równia pochyła, w dół i w dół, kolejne egzotyczne przeszkody są coraz dalej, 4. miejsce w eliminacjach, 4. miejsce w grupie, czwarty koszyk, i dalej w dół...


Poleciłbym fanom reprezentacyjnej piłki jakąś inną dyscyplinę, chociaż koszykówka jest do bani, siatkówka też nieco przygasa... może żużel?

niedziela, 1 września 2013

Atak na Europę, czy lekcja pokory?

Emocje po eliminacjach Ligi Mistrzów opadły, zajmijmy się Ligą Europy, i może małym podsumowaniem polskich występów, które niestety w większości przypadków już się zakończyły. Mamy znów jednego "rodzynka" na arenie, niestety tylko Ligi Europy. Jakie Legia ma szanse na wyjście w grupy?


Grupa J Ligi Europy:

Lazio Rzym
Trabzonspor
Legia Warszawa
Apollon Limassol


Poziom trudności podobny jak 2 lata temu, gdy Legia z grupy wyszła. Mamy Rzymian będących zdecydowanymi faworytami, a niżej 3 kluby o dość wyrównanym poziomie. Może trochę przesadzam, bo Trabzon jeszcze niedawno był mistrzem Turcji, choć z drugiej strony ostatnio spuścili z tonu. Ponadto nie ma już tam m. in. najlepszego strzelca, Buraka Yilmaza. Obecnie najgłośniejszym nazwiskiem jest tam wiekowy już Florent Malouda, poza tym kilku utalentowanych Turków, i oczywiście Adrian Mierzejewski. Wydawać się może, że gdzie Legii do Turków, natomiast ich droga do pucharów nie była imponująca (Derry City, Dynamo Mińsk, Kukesi), a przeszli rywali nie bez problemów. Apollon to 6. drużyna ligi cypryjskiej, która zalicza obecnie zjazd, zatem aż chciałoby się rzec "ogórki". Niemniej Legia w pucharach również stylem nie powala, zatem nie ma mowy o lekceważeniu kogokolwiek. Liczę jednak na to, że mecze sezonu dopiero przed Warszawą, i wygramy zacięty bój o awans z - prawdopodobnie - Trabzonsporem.


Reszta polskich drużyn niestety pożegnała się z pucharami już latem. Wprawdzie można powiedzieć, że już zebraliśmy więcej punktów do rankingu UEFA niż rok temu, ale to głównie dzięki awansowi Legii do LE. Zaliczyliśmy tradycyjną kompromitację, porażkę z Azerami, z której nikt się nie śmieje, i łomot od potentatów. Ocenię to szerzej:


Lech Poznań - 1/10

Nie, nie, nie. Po prostu odpaść z Litwinami nie mieli prawa. Niewytłuczalna w żaden sposób kompromitacja, którą Lech ustawił się w szeregu z Wisłą po odpadnięciu z Levadią Tallin, czy Jagiellonią z Irtyszem Pawłodar. Wstyd, żenada, i niesmak. I zwycięstwo nad fińską Honką w żaden sposób tego nie zatrze.


Piast Gliwice - 4/10

Ciężko coś powiedzieć, bo byli absolutnymi debiutantami. Chyba nikt nie spodziewał się, że Piast w ogóle zagra w pucharach, a jak już zagrali to z miejsca dostali otrzaskanych w eliminacjach do pucharów Azerów. Fakt, nie byli faworytem, natomiast mogli wycisnąć nieco więcej i przejść dalej. To smutne, że kiedyś gnietliśmy Azerów jak chcieliśmy, a teraz musimy się na nich oglądać.


Śląsk Wrocław - 6/10

Cały wysiłek, trud i marsz po puchary zatarł łomot od Sevilii. Choć po pierwszym meczu zaczęto chwalić wrocławian za walkę (po porażce 1:4, serio?), o tyle rewanż już był miazgą i bezsilnością Śląska. Szkoda, bo wcześniej ekipa Levego prezentowała dobrą formę, gładko odprawiając czarnogórski Rudar i zwyciężając faworyzowany Brugge. Zadowolony jedynie Waldek Sobota, który bardzo dobrą grą ugrał posadkę w Belgii.


Legia Warszawa - 4/10

To może jeszcze nie czas by oceniać legionistów, natomiast pod lupę biorę same eliminacje. Z jednej strony niepokonani, z drugiej upragnionej LM nie zdobyli, a 5 z 6 meczy to wielka nerwówka, brak zdecydowania i szarpana gra. Puchary są, ale styl póki co kiepski. Oby trener Urban skończył z ogromnymi rotacji i dał się zespołowi zgrać. Szanse na sukces w Lidze Europy jak najbardziej są, jednakże trzeba się podnieść z kolan.




Ps. No i mamy w pucharach tyle drużyn co Kazachstan. Znak czasów...

środa, 28 sierpnia 2013

Halo Warszawa, schodzimy na Ziemię!

Nie uczymy się na błędach. Znów nam się wydawało, że drużyna sklejona w rok podbije Europę, że transfery o łącznej wartości nieco ponad milion euro (750 tys. za Dossę, 350 za Ojaamę, reszta wypożyczenie lub wolna karta) położą wszystkich na kolana, że po 17 latach znów zobaczymy polski zespół na elitarnej arenie. TRACH! Stanciu z lewej, Piovaccari z prawej, mija 9 minut i leżymy na deskach. Legia zgodnie z ostatnim trendem próbowała gonić za wynikiem, ale Steaua pomimo tego że nie grała nie wiadomo jak dobrze, to pokazała większą kulturę gry, na tyle wystarczającą, żeby nie roztrwonić szybko zdobytej przewagi.

Tak tak, grajki z Bukaresztu nie pokazały niczego nadzwyczajnego, ale na mistrza Polski to starczyło. Pomysł na grę ambitniejszy niż wrzuta w przody i coś tam będzie (warto tu zaznaczyć ideę górnych piłek do Koseckiego mierzącego niewiele więcej niż duce Jarosław), lub liczenie na stałe fragmenty gry (tu warto wspomnieć o tym, ile było, ba, czy w ogóle któryś z wolnych wykonywanych przez Furmana stworzył zagrożenie?). Steaua nie grała rewelacyjnie, ale nie miotała się chaotycznie w obronie, nie zostawiała dziur na swojej połowie, nie dała wpuścić sobie byle piłki. Legia w tym meczu imponowała skutecznością. Tak, z tego naprawdę możemy być zadowoleni. Bo na 3 akcje w całym meczu strzelić 3 gole, z czego jeden z dość kontrowersyjnego spalonego, to naprawdę dobry wynik. Na pytanie, czy 3 akcje w meczu to poziom piłkarskiej elity, niech każdy odpowie sobie sam. Co najmniej dwa razy tyle groźnych strzałów oddali Rumuni. Rumuni, którzy nie zagrali rewelacyjnie. I na tym polega różnica - Legia jak na swój poziom zagrała nieźle, Steaua średnio, a to my dostaliśmy w czapę. Nie muszę tłumaczyć dalej, kto zasłużył na LM.


Spróbuję napisać na zakończenie coś sensowniejszego niż "skupiamy się na lidze" czy "i tak mamy LE". Piłkarska Europa idzie do przodu. Dziś przed ogromną szansą kazachski Szachtior. Rumuni po raz czwarty w ciągu ostatnich 5 lat wprowadzają swoich do Champions League. Tymczasem wydaje mi się, że w Polsce to wszystko popada w marazm. Wypieprzamy się na Szwedach, Estończykach, czy ostatnio Litwinach, ok, wpadki wpadkami, nie tylko u nas się kompromitują. Ale patrząc przez pryzmat tego, ile wydaje się u nas na transfery (a często nie wydaje się nic), za ile do Europy odchodzą nasi młodzi zdolni (albo zdolni na tyle, żeby posiedzieć na ławce i po paru latach wrócić do kraju), jak poprawia się technika i kultura gry w naszej lidze (podpowiadam, w najlepszym wypadku stoi w miejscu), to stwierdzam, że - owszem - w końcu uda się awansować do LM, raz na następne 20 lat. Czasem w pucharach wygramy z City czy postraszymy Juventus. Czasem uda się sprawić niespodziankę i odprawić Brugge, Schalke, i tak dalej. Ale tak na co dzień to my jesteśmy czwartym garniturem Europy, i albo zaczniemy na poważnie inwestować w piłkę, albo zaraz będziemy oglądać plecy klubów z Kaukazu. Czy to nie Karabach był faworytem w starciu z Piastem?

piątek, 23 sierpnia 2013

Ostatnia prosta

Jakby na to nie spojrzeć, jak bardzo ten frazes nie byłby już oklepany, tak pasuje tu jak ulał - TAK BLISKO JAK NIGDY. Legia z trudnego wyjazdu wywozi bramkowy remis, i to ona jest "ustawiona" przed wtorkowym rewanżem w Warszawie. Legia specyficzna, może i asekuracyjna, momentami tłamszona, ale, czego by nie mówić o grze - jest 90 minut przed upragnioną w Polsce Ligą Mistrzów. Ja tylko proszę trenera, błagam wręcz - NIE GRAJMY ZNÓW NA 0:0.

Coś o samym meczu - legioniści znowu wyszli na boisko rozkojarzeni, poza Kuciakiem, dzięki któremu Legia do szatni nie schodziła z dwu- czy trzybramkowym bagażem, a z rezultatem jaki mogła gonić po przerwie. I to się udało, ba, mogli nawet wygrać! Pomimo tego że stylowo lepiej wyglądała Steaua, to moim zdaniem remis jest jak najbardziej sprawiedliwym wynikiem. I cóż, oby nieskuteczność Rumunów się zemściła, a Legia w końcu pokazała Europie pazury w rewanżu. Wciąż trzeba uważać na kontry, w których gracze z Bukaresztu się lubują, ale jak już mamy awansować do tej LM, to zróbmy to z klasą! A poważnie - mówię, asekuracyjna gra na 0:0 się zemści. Mając mocną w ofensywie pomoc i solidny środek obrony (para Rzeźniczak - Dossa Junior) jest czym straszyć Steauę. No i Dusan Kuciak - znów on może znacznie wpłynąć na wynik meczu. Balon we wtorek będzie sążnie napompowany - oby tylko z Legii nie zeszło powietrze.


Ponadto, warto wspomnieć o odwadze Śląska Wrocław, i otwartej grze przeciwko Sevilii. Może i odpadli, ale któż realistycznie patrząc spodziewał się innego scenariusza? Można gdybać, co by było, gdyby nie czerwona kartka, ale najważniejsze że Śląsk w końcu z pucharów wyjście z twarzą - po dwóch sezonach po których został niesmak teraz świetne dwa mecze z Brugge i odważna próba pogrożenia potężnej Sevilli - jak na polskie możliwości, to naprawdę nieźle. Dziękujemy za emocje!


Wracając do LM, jest miejsce gdzie atmosfera jest jeszcze gęstsza niż w Warszawie. Szachtior Karaganda, który miał być "kopciuszkiem" pożartym przez Celtic, brutalnie sprowadził Szkotów na ziemię. Na rewanż w Glasgow to The Bhoys wyjdą z nogami z waty, i albo się pozbierają i unikną kompromitacji roku (jak nazwać porażkę klubu uznanego w Europie z mistrzem Kazachstanu?), albo... czeka nas egzotyczna niespodzianka, większa niż BATE czy nawet Debreczyn. W Lidze Europy niewiele sensacji, ale warto odnotować np. blamaż Udinese z Libercem czy zwycięstwo norweskiego Tromso nad Besiktasem Stambuł.




I na koniec mała ciekawostka - jak radzi sobie ograne w wielkich bólach Molde i pogromcy polskich drużyn?

Molde FK 0:2 Rubin Kazań

Karabach Agdam 0:2 Eintracht Frankfurt

Red Bull Salzburg 5:0 Żalgiris Wilno


Schowajcie się z tymi tekstami o wyrównującym się poziomie.

wtorek, 13 sierpnia 2013

3 zespoły, 3 scenariusze

Po małych zawirowaniach wracam do pucharów i eurobeki. Tej nie brakuje za sprawą ferajny Rumaka i spektakularnej klęski z litewskim Żalgirisem Wilno. Awantura na boisku, na trybunach, w mediach, a jedyne co pozostało - niesmak. To Lech w tym roku został tą z polskich drużyn, która choćby najlepszy występ rodaków w LE przyćmi kompromitacją z tzw. ogórkami (napisane wbrew stwierdzeniu "w Europie nie ma już słabych drużyn"). Była Wisła z Levadią, Wisła z Karabachem, Jaga z Irtyszem, Ruch z Pilznem (tu akurat kompromitacją wynik, nie drużyna), no i mamy Lecha z Żalgirisem. Klasyk polskiej piłki. I tłumaczenie "skupiamy się na lidze" jakoś nie odzwierciedla się w wynikach (4 mecze, 3 remisy).


Legia po dość ryzykownej, asekuracyjnej taktyce osiągnęła swój cel, i przeszła Molde. Tajemnicą Urbana pozostaje, dlaczego zdecydował się na grę, która dała w rewanżu sporo nerwów. Tajemnicą pozostaje też, jaka w tym sezonie jest Legia. Już niemal normą jest słaba pierwsza połowa, i gonienie wyniku w drugiej. Nieregularność, ogromne rotacje w składzie, i niepewność. Mam nadzieję że na Steauę wykrystalizuje się już pewny pierwszy skład, choć już teraz zauważyć można filary drużyny. Na dzień dziejszy widzę to tak:


Kuciak

Brzyski - Rzeźniczak - Dossa Junior - Bereszyński

Żyro - Vrdoljak - Radović - Furman/Łukasik - Kucharzyk/Ojamaa

Sagan/Dwaliszwili


W ostatnim ligowym spotkaniu z Ruchem szczególnie mi brakowało chorwackiego kapitana zespołu, który potrafi zdominować środek pola i ustabilizować grę dla reszty. Co by się mówiło o "Rado", wciąż jest ważnym ogniwem i to jeszcze nie czas, by został zastąpiony przez Helio Pinto. Środek obrony jest bardzo solidny i w takim zestawieniu spokojnie wytrzymamy do czasu wyleczenia kontuzji przez Astiza. Dossa Junior z meczu na mecz prezentuje się coraz solidniej (ostatni mecz ligowy zaprzecza tej teorii, ale cóż, kiepsko zagrali wszyscy).


Steaua Bukareszt? Bardzo mocny, twardo grający zespół. Znowu czeka nas ciężki wyjazd i mam nadzieję że będzie wyglądało to inaczej niż w Walii i Norwegii. Na pewno jest się czego obawiać, niekoniecznie się bać. W ostatnich derbach Bukaresztu zdominowali lokalnego rywala, Dinamo, jednakże razili nieskutecznością (wygrali mimo tego 2:1). Faworytem (nieznacznym) dwumeczu Steaua, jednak Legia może pokrzyżować im plany. Oby się zmotywować i pewnie wyjść na boisko. Puchary już mamy, plan minimum wykonany, teraz można pokusić się o Ligę Mistrzów i spełnienie piłkarskich marzeń.



We Wrocławiu euforia po przejściu Brugge i oczekiwanie na potężnego rywala. Sevilla to, jak mawiał Stanislav Levy w wywiadzie "top level" i tu jakikolwiek inny wynik niż pewny awans Hiszpanów będzie sensacją. Siłą Śląska jest to, że nikt na nich nie stawia, tak jak z Brugge, a jak widać, czasami się to mści. Ciężko mówić o jakichkolwiek szansach, po prostu trzeba trzymać kciuki i liczyć na niespodziankę.



Z pozostałych boisk - kilka niespodzianek. W grze wciąż pozostaje m. in. Karabach Agdam, gruzińska Dila Gori, kazachskie Aktobe. Inny zespół ze stepów, Szachtior Karaganda, jest już w LE i gra o Ligę Mistrzów z Celticiem Glasgow. Niestety Differdange odpadło z Tromso po rzutach karnych. Jednak, co by nie mówić, na koncie zespołów z Luksemburga kolejna sensacja którą było odprawienie holenderskiego Utrechtu. Oby tak dalej!

środa, 7 sierpnia 2013

Aperitif przed meczem roku - wtorek z Ligą Mistrzów

Balon napompowany co najmniej do takich rozmiarów jak ten, który uniósł Felixa Baumgartnera przed skokiem życia. Wszyscy krzyczą o meczu roku, który zapewnić może puchary dla Legii. Wszędzie dyskusja, jaka jest Legia - bezradna jak w I połowie meczu w Molde, czy bezwzględna, jaka była dla dotychczasowym ligowych rywali (chyba dawno nikt nie wystartował tak w naszej kopanej, 3 mecze, 9 punktów, bilans 12-1). To za parę godzin. Na chwilę o tym co takiego się stało, że Legia może być nawet rozstawiona, jeśli upora się dzisiaj z Molde.


Wcześniej skompromitowało się BATE Borysów, dziś na tarczy kolejni dwaj potentaci: APOEL nie był w stanie wygrać ze słoweńskim Mariborem, zaś Partizan Belgrad nie podołał bułgarskiemu Ludogorets. Ponadto w pucharach jest już m. in. Szachtior Karaganda z Kazachstanu (to oni wykopali już w II rundzie Białorusinów z Borysowa, a wczoraj odprawili albańskie Skenderbeu Korcza). Z potencjalnych rywali Legii w IV rundzie mamy już FC Basel i Steauę Bukareszt. Dorzućmy jeszcze Victorię Pilzno, która wygrała w pierwszym meczu III rundy 4:0 na wyjeździe z Kalju, a trudno sobie wyobrazić Estończyków wbijających w Pilźnie 5 goli.


Aby Legia była losowana w IV rundzie jako rozstawiona, musi odpaść jeszcze 2 z 3 wyżej notowanych rywali niepewnych awansu. Mamy Celtic grający dziś z Elfsborgiem, mamy Austrię Wiedeń, która zagra z Hafnarfjordur, oraz Dinamo Zagrzeb, na drodze których stoi mołdawski Sheriff Tiraspol. Wszystkie trzy kluby łączy wynik pierwszego meczu - zaledwie 1:0 u siebie. Szansa na masowe potknięcie? Niby mała, ale pamiętajmy, że w Lidze Europy Islandczycy już pokonali Austriaków, że inny szwedzki zespół potrafił odrobić trzybramkową stratę, że Sheriff nie ma wcale małego doświadczenia w pucharach i jest ekipą całkiem solidną.


Ale nie zapominajmy - na drodze do pucharów wciąż stoi Molde. Pora na mecz!